Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/twojterapeuta.waw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/tymek10/ftp/twojterapeuta.waw.pl/paka.php on line 5
Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi. W progu odwróciła się jeszcze i zaproponowała:

Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi. W progu odwróciła się jeszcze i zaproponowała:

  • Bianka

Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi. W progu odwróciła się jeszcze i zaproponowała:

07 August 2022 by Bianka

- Zawrzyjmy układ, Todd. Ja nie oczekuję niczego od ciebie, ty nie oczekuj niczego ode mnie. Jeśli nie będziesz zadawał mi żadnych pytań, i ja o nic nie będę pytała. I nie obchodzi mnie, czy rzeczywiście nazywasz się Todd Smith, czy nie. Santosa obudził nęcący zapach smażonego boczku. Przed oczami miał jeszcze wydarzenia ostatniej nocy: jazda z przypadkowym kierowcą, atak, wypadek, niezwykłe uczucie nieważkości, kiedy oślepiony reflektorami wpadł prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu. Ogarnęło go przerażenie na myśl o tym, co mogło się stać. Gdyby Lily Pierron nie pojawiła się w krytycznym momencie na pustej drodze, albo gdyby jechała szybciej, prawdopodobnie już by nie żył. A potem - mogła przecież wezwać policję. Otrząsnął się, jakby chciał odpędzić złe myśli i uspokoić rozdygotane serce. Od dzisiaj jest zdany na samego siebie, dzień po dniu będzie musiał walczyć o przetrwanie. Nie może oglądać się wstecz, rozpamiętywać minionych spraw, zastanawiać się, co by było gdyby. Powinien zatroszczyć się o własną przyszłość, cieszyć się, że jest bezpieczny i wreszcie wolny. Usiadł i jęknął z bólu. Lekarz ostrzegał go, że ranek będzie ciężki. Przy najdrobniejszym ruchu całe ciało przeszywał nieznośny ból, jakby wpadł pod ogromnego tira, a nie pod starego mercedesa. Opuścił powoli nogi na podłogę. Na oparciu kanapy czekały wyprane, starannie złożone dżinsy i bawełnianą koszulka. Na niej niewielkie małe białe pudełeczko i kilka zmiętych banknotów. Jego torba. Zostawił ją w samochodzie Ricka! Jęknął ponownie, tym razem z rozpaczy, i ukrył twarz w dłoniach. Zupełnie zapomniał o torbie. Miał tam prawie wszystkie pieniądze, ubrania. Stracił wszystko, co posiadał. Z wyjątkiem pięciu dolarów. I kolczyków matki. Dzięki Bogu zachował kolczyki. Ubrał się szybko, jeśli można w ogóle mówić o szybkim poruszaniu się przy tak obolałych mięśniach, i pokuśtykał do kuchni, znęcony zapachem bekonu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że przez całą dobę nie miał nic w ustach. Gdy stanął w progu, miss Lily podniosła głowę znad patelni i spojrzała na niego przez ramię. - Widzę, że jednak się nie wyprowadziłeś. Minionej nocy nie zastanawiał się nad jej wyglądem. Zapamiętał oczy, ocenił, ile może mieć lat, i to wszystko. Teraz w świetle dnia zastanawiał się, jak mógł nie dostrzec jej uderzającej urody. Kiedyś musiała być bardzo, bardzo piękną kobietą. - A ty nadal żyjesz - odparł, zaplatając ręce na piersi. - Co więcej, rodowe srebra leżą nietknięte na swoim miejscu. Lily pokręciła głową ze śmiechem. - Wiedziałam, że mnie nie zabijesz. - Tak? Skąd ta pewność? Wzruszyła ramionami. - Kwestia doświadczenia. Znam się na ludziach. Siadaj i jedz, śniadanie gotowe. Zerknął łakomie na plastry bekonu i poczuł rozpaczliwe burczenie w żołądku. - Domyślałam się, że musisz umierać z głodu – powiedziała, idąc za jego wzrokiem. - Oprócz bekonu mamy grzanki i sos, ale ostrzegam: mój sos mięsny to bardzo szczególne danie. Santos spojrzał na nią spode łba. Duma walczyła w nim o lepsze z uczuciem głodu. - Nie musisz mnie karmić. - Nie? - Wyjęła z piekarnika blachę złocistych grzanek i postawiła na blacie. - Mam wrażenie, że coś ci się jednak ode mnie należy. W końcu stuknęłam cię wczoraj dość solidnie. Santos przypomniał sobie napuszone przemowy jednego z urzędników opieki społecznej, który tłumaczył, co mu się, biednej sierotce, należy od państwa. Któraś z przybranych matek ciągle powtarzała, ile zawdzięcza jej i jej mężowi, że zechcieli go przyjąć pod swój dach. Nie chciał od nikogo nic przyjmować, nie chciał nikomu nic zawdzięczać. Powiedział jej to. - W takim razie zapłać mi za jedzenie - odparła Lily po chwili. - Mam zapłacić? - powtórzył, myśląc o kilku dolarach, jakie mu zostały. - Za jedzenie? - Nie oczekiwałam zapłaty, to chyba jasne, ale skoro nie chcesz przyjąć poczęstunku - wytarła ręce w fartuch - to za niego zapłać. - Ile? - Nie wiem. Kilka dolarów. He może kosztować domowe śniadanie? Santos milczał. - No dobrze. Możesz odpracować, jeśli wolisz. Jest kilka rzeczy do zrobienia w domu: trzeba uporządkować garaż, naprawić okiennice, jeszcze jakieś drobiazgi. Niedawno umarł człowiek, który pracował u mnie przez czterdzieści lat. - Ułożyła na talerzu obłożone bekonem grzanki. - Sam musisz zdecydować, ile warte jest dla ciebie to śniadanie. A gdybyś postanowił zostać kilka dni, żeby nabrać sił, dam ci pełne utrzymanie, nocleg i jeszcze zarobisz kilka groszy. Santos wpatrywał się łakomie w talerz. Nie miał ochoty zostać, nie chciał być od nikogo zależny, ale był bez kasy, w jednej koszuli na grzbiecie i nie wiedział, co dalej ze sobą począć. Propozycja Lily Pierron spadła mu z nieba. To też go denerwowało, podobnie jak perspektywa zależności od starszej pani. - Parę dni - oznajmił suchym tonem. - Potem się stąd urywam. ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY Został. Dni płynęły, zamieniały się w tygodnie, potem w miesiące. Santos ani się obejrzał, jak minął kwartał. Nie miał pojęcia, co go trzymało w domu Lily. Tak jak powiedział jej na samym początku, zamierzał odpocząć, nabrać sił, zarobić kilka dolców i ruszyć w dalszą drogę. Pogrążony w myślach, przysiadł na zewnętrznych schodach wiodących na piętro, podniósł maleńki kamyk, który ktoś musiał wnieść na butach, i w zadumie obracał go w dłoni. Dlaczego Lily godziła się, żeby u niej mieszkał? Jaki miała w tym interes? Nie kupił opowieści o tym, że nie może znaleźć nikogo do pomocy, a już zupełnie nie uwierzył, że miałby obchodzić ją los przybłędy. Nie, musiała mieć jakiś swój powód. Doświadczenie nauczyło go, że ludzie nie działają bezinteresownie, że każdy czegoś oczekuje od innych. Nie wiedział tylko, czego Lily mogła oczekiwać od niego. Zasępił się. Sądząc po domu i samochodzie, nie brakowało jej pieniędzy. Bogaci nie potrzebują biednych - chyba że znajdują w nich służących albo chcą ich wykorzystać. Lily nie traktowała go jednak jak popychadła, nie czuł się też wykorzystywany przez nią w żaden sposób. Odnosiła się do niego z szacunkiem, jak do równego sobie. Za wszystkie prace, które mu zlecała, płaciła przyzwoicie. Poza tym pozostawiała mu całkowitą swobodę, nie zadawała żadnych pytań na temat przeszłości, nie narzucała się z męczącą, fałszywą serdecznością. O co jej zatem chodziło? Spojrzał na purpurowe niebo. Wyczuwał w niej tęsknotę za kimś bliskim, ogromną potrzebę miłości i niemal dotykalną samotność. Mimo różnic, jakie ich dzieliły, zdawała się rozumieć swojego młodego lokatora. Tak, do cholery, od dawna nikt nie rozumiał go tak dobrze. Chociaż niechętnie, musiał przyznać, że naprawdę ją lubi. Zrozumienie? Sympatia? Skrzywił się na te słowa. Jest śmieszny. Zbyt ufny, naiwny. W gruncie rzeczy Lily Pierron nie różniła się od reszty znanych mu ludzi. Jak wszyscy kieruje się własnym interesem, ma jakieś ukryte motywy. Byłby głupcem, gdyby o tym zapomniał. Spojrzał na kamyk, który trzymał w dłoni, po czym odrzucił go daleko. Nie, nie może jej zaufać, tak naprawdę wcale jej nie lubi. Był zły na siebie, że przyjmował jej pomoc, gardził sobą, że tak długo mieszka w jej domu. Powinien stąd odejść. Na galerii pierwszego piętra, tuż za jego plecami, nieoczekiwanie pojawiła się Lily. Zawsze poruszała się tak cicho, że nawykł już do tego. Nigdy dotąd nie spotkał osoby tak opanowanej, tak pewnej siebie. Sprawiała wrażenie kogoś, kto doskonale wie, kim jest. Być może nie była do końca pogodzona ze sobą, ale też nie wydawała się ze sobą skłócona. Przyjmowała życie ze stoickim spokojem. Pokręcił głową. Co go obchodzi Lily i jej życie? - Ładny wieczór - zagadnęła, podchodząc bliżej. - Zawsze bardzo lubiłam tę porę dnia. Barwy i zapachy. Ciszę. Santos zacisnął dłonie. Nie miał ochoty na pogawędki. Wolałby teraz być sam. A jednak w głębi duszy chciał, żeby usiadła obok niego. Tylko po co? Nie potrzebuje przecież jej towarzystwa. Nie potrzebuje nikogo. Lily westchnęła, niezrażona jego milczeniem. - Kiedy byłam młodą dziewczyną, robiłam to samo co ty.

Posted in: Bez kategorii Tagged: mężczyźni magdy gessler, jak odchudzić ramiona i ręce, komisja wyborcza jak sie ubrac,

Najczęściej czytane:

- Jest za stara.

- A na rodzinę zastępczą? - Właśnie to pani Finch sugerowała Keenanowi. - No dobrze. To chyba najlepsze podejście, jak ... [Read more...]

więcej, niż tamten żądał, odprowadził go do drzwi, a

potem cichutko sprawdził, co się dzieje z jego gościem. Lizzie spała jak kamień. Leżąc na boku, ze ... [Read more...]

w duchu, by sprawy toczyły się dalej w tym, jakże pożądanym

kierunku. Któregoś wieczoru właśnie zanosiła do niebios modły w podobnej intencji, kiedy z proszalnego natchnienia ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 twojterapeuta.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste