- Gówno wiemy.
- Miał już jedną sprawę o napaść. - Dawno temu. - Ale po pijaku. I wiemy, że nadal pije. - To jeszcze o wiele za mało. Jeśli Karen się poszczęści w Waltham General, to trochę się posuniemy, ale jeśli coś tam było na rzeczy, to raczej służby socjalne by o tym wiedziały. - Keenan poskrobał się w ucho. - A przy obecnym stanie śledztwa nie możemy go zamknąć nawet za bicie dziecka, a co dopiero za morderstwo żony. - Ale to on, prawda? - Reed z uporem maniaka próbował przekonać samego siebie. - Mamy ten paszport. Może wersja Patstona jest w jakimś stopniu prawdziwa. Może naprawdę miała spotkać się z koleżanką, ale on zobaczył, że zabiera paszport, doszedł do wniosku, że żona chce od niego odejść, i zabił ją w złości. - Skrzywił się. - No tak, tylko ona umarła w tym cholernym lasku. - I nafaszerowana prochami. - Może on je w nią wmusił, a potem wsadził w samochód i wywiózł. - On mi nie wygląda na takiego, co by to wymyślił. To typ, który najpierw wali na oślep, a potem roni krokodyle łzy. - Zamilkł na chwilę. - Tak czy inaczej, zapominamy obaj, że ona naprawdę wyszła wtedy z domu i zostawiła Irinę u Sandry Finch. - Mogła jednak planować odejście od Patstona - zauważył Reed - tylko nie tego dnia. Może chciała zostawić też dziecko... - Z nim? Ani na chwilę! - A może zawsze nosiła przy sobie paszport. Żeby być w każdej chwili gotowa do ucieczki. Albo bała się, że mąż jej ten paszport zabierze. - Po namyśle dodał: - Jak pan myśli, czy zdecydowałaby się oskarżyć męża o znęcanie się nad dzieckiem? - To już prędzej. Chociaż... Pani Finch mówi, że Patston robi się... nerwowy, kiedy Irina płacze, co prawdopodobnie następuje, kiedy sobie z nią nie radzi. Więc chyba musiał rozumieć, że gdy Joanne umrze, będzie miał cały czas dziecko na karku. - Namiętność nie rządzi się logiką. Podobnie jak zazdrość czy furia. - Te proszki wskazują na premedytację. - Ale może nie jakąś długofalową... - To nie wystarczy. Dwaj mężczyźni siedzieli przez jakiś czas w milczeniu. Na zewnątrz, za zamkniętymi oknami, przesuwał się w obie strony strumień pojazdów, ciężarówki ostro hamowały, zniecierpliwieni kierowcy naciskali klaksony. - A może dotrzemy do Zespołu Ochrony Dziecka, żebyśmy mogli porozmawiać z Iriną? - zapytał Reed. - Jeszcze nie. - Bruzdy na twarzy Keenana pogłębiły