do szyb w oknach na piętrze, a ona przez chwilę
zastanawiała się, która z nich jest następną Vixen. I czy jej córka kiedyś będzie uczyć się w tej szkole. Dwie mile od Akademii Panny Grenville przystanęła na szczycie wzniesienia. Kręta droga była pusta jak okiem sięgnąć. Victoria obliczyła, że jeśli utrzyma dobre tempo, a pogoda się nie zmieni, dotrze do Londynu przed nocą. - Nie traćmy czasu, Pimper... Na odległym wzgórzu raptem ujrzała czterech jeźdźców. Puls jej przyspieszył. Idiotka, zbeształa się w duchu. Otaczały ją ziemie lorda Haverly, więc mogli to być jego ludzie, goście albo zwykli podróżni. Znajdowali się za daleko, żeby mogła dostrzec szczegóły, ale człowiek jadący na czele wyglądał dziwnie znajomo. Raptem stanął jej przed oczami jeden z rysunków Thomasa: lord Kingsfeld na koniu. Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz, serce zaczęło łomotać. Coś się stało Sinclairowi! - O, nie - wyszeptała. Krew odpłynęła jej z twarzy, w głowie się zakręciło. Jeźdźcy nie zatrzymali się na rozstaju dróg, tylko popędzili dalej na północ gościńcem zrytym koleinami. Kierowali się ku Althorpe. Victoria czym prędzej zawróciła wierzchowca i ruszyła w stronę rodowej posiadłości Sina inną drogą Augusta i Christopher nie wiedzieli, kim naprawdę jest Kingsfeld. Nie mogła pozwolić, żeby spotkała ich jakaś krzywda. Sin nie zniósłby kolejnej straty. Miała trzy albo cztery mile przewagi nad hrabią i jego siepaczami. Przy odrobinie szczęścia dotrze do Althorpe przed nimi. Popędziła klacz. Musi zdążyć. Nie zawiedzie Sinclaira. 18 Tylko dzięki rysunkom Thomasa Victoria poznała, że jest w Althorpe. Jezioro, pagórki, brzozowe i sosnowe zagajniki wydawały się tak znajome, jakby już kiedyś tu była. Sam dom, biały i imponujący, okazał się jeszcze większy niż jej rodowa siedziba Stiveton. Nie miała jednak czasu go podziwiać, bo galopem wpadła na żwirowy podjazd. - Halo! - zawołała. Dopiero po dłuższej chwili frontowe drzwi się otworzyły i w progu stanął Roman. - Lady Vixen! Na litość... - Kingsfeld tu jedzie - wysapała. - Do diabła! - Lokaj zbiegł po schodach i pomógł jej zsiąść z konia. - Sam? - Nie. Ma ze sobą trzech ludzi. Gdzie Augusta i Kit? - Jedzą obiad. Widzieli panią, milady?