mu się rzygać, gdy pomyślał o słodkiej Juliannie ubranej w takie majtki.
A jeśli je nosi, to dla kogo? Zacisnął pięści, niezdolny do racjonalnego myślenia. Po chwili w zapamiętałej furii zaczął rwać na strzępy te obrzydliwe części garderoby, używając nie tylko rąk, ale i zębów. Julianna widocznie niczego się nie nauczyła, więc będzie musiał dać jej jeszcze jedną nauczkę. Pokazać, że źle robi. Żadne dziecko nie lubi, kiedy się je ogranicza. Dlatego właśnie się zbuntowała. Wciągnął powietrze, starając się uspokoić, i rozprostował palce. Powoli dochodził do siebie. Dobrze, najpierw kara, a potem będzie tak jak kiedyś. A nawet lepiej. Tym razem jednak nie będzie tak gwałtowny, jak poprzednio. Pobawi się z nią w kotka i myszkę. Zniszczy ten mały, bezpieczny światek, który sobie stworzyła. Lecz najpierw niespodzianka. Podszedł do łóżka i odsłonił prześcieradło. Przyklęknął na nim, rozpiął spodnie i wziął penisa w rękę. Przymknąwszy oczy, rozpoczął miarowe ruchy, przypominając sobie gładką niczym jedwab skórę, piersi, łono porośnięte delikatnymi włoskami. Taka była Julianna. Onanizował się coraz szybciej, aż wreszcie wydał głuchy jęk. Nasienie wytrysnęło wprost na biel prześcieradła. Zapiął rozporek i wyjął nóż sprężynowy. Otworzył go ze świstem i spojrzał na ostre niczym brzytwa ostrze. Nawet się nie skrzywił, tylko przejechał nim przez całą lewą dłoń. Skóra otworzyła się i czerwona linia podążała w ślad za stalą. Z satysfakcją wyciągnął rękę, patrząc na to, jak krew miesza się ze spermą. Życie i śmierć. Początek i koniec. Teraz i zawsze. O tak, Julianna na pewno to zrozumie. ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY – Masz coś dla mnie? Tom Morris nie musiał się bawić z Kondorem w żadne grzecznościowe wstępy i z miejsca zadał najważniejsze pytanie. Siedzieli na ławce w holu głównym zatłoczonej Union Station w Waszyngtonie. Ludzie spieszyli się do pociągów. Pełno tu było zarówno osób dojeżdżających do pracy, jak i turystów, a nawet biznesmenów. Ich głosy rozchodziły się po całym holu, odbijając się od ścian i wspaniałego, beczkowego sklepienia. – Nie za wiele – odparł Kondor, strząsając okruch ciastka, który opadł na jego spodnie. W sklepiku piętro niżej sprzedawano najlepsze na świecie ciastka z czekoladą i kupił ich cały tuzin. Podsunął torebkę Morrisowi. – Zjesz jedno? Tom poczęstował się. – Dzięki. – Powers jeszcze nie wrócił do swojego mieszkania – relacjonował Kondor. – Nie podróżował też pod żadnym ze znanych nam nazwisk. Sprawdziłem wszystko, co mogłem, i nic nie znalazłem. Po prostu zapadł się pod ziemię. – Nic podobnego. Kondor spojrzał na szefa. – To znaczy? Morris odłamał kawałek ciastka. – Parę miesięcy temu odebraliśmy telefon w kwaterze Firmy. Dzwoniła niejaka Julianna Starr. Chciała rozmawiać z Clarkiem Russellem.