się gwałtownie, gotów sięgnąć po pistolet.
- Ach, to ty. Nie powinieneś tak chodzić za kimś, kto jest uzbrojony. - Po co przyszedłeś, Bobby? - spytał Gareth, stojąc w progu. RS 274 - Chciałem na chwilę zobaczyć się ze Stacey, to wszystko. Nie wiedziałem, że on pójdzie za mną. - Stacey jest zajęta. - Daj spokój, Gareth. Mam za sobą ciężki dzień, chciałem tylko się z nią przywitać. Wpuść mnie. Na minutę. - Dobrze, wejdź, ale zostań w holu. Pójdę ją zapytać, czy zejdzie do ciebie. Bobby przestąpił próg, po czym odwrócił się. - Hej, czemu w ogóle za mną poszedłeś? - Nie wiem. Przeczucie - odparł Duży Jim. - Ja tylko powiem Stacey „cześć" i pójdę sobie. Bobby jęknął. - No coraz lepiej! Twój cień też przylazł. Czy ja nie mogę spokojnie zobaczyć się z moją dziewczyną? Murzyn spojrzał w stronę furtki. Ścieżką biegł zdyszany Barry Larson. - Jim, co tak nagle wypadłeś z klubu? Przecież jeszcze nie skończyliśmy dzisiejszego występu. - Zarządzam przerwę. Do diabła, Barry, nie musisz się mnie trzymać jak matczynej spódnicy. Barry wyglądał na zranionego tą uwagą. - Przepraszam, po prostu myślałem, że coś się stało. - No dobra, wejdź. Zaraz pójdziemy dalej grać. Bobby zmusił się do uśmiechu. - Jasne, wejdź. Muzyk skwapliwie skorzystał z zaproszenia i rozejrzał się dookoła. RS 275 - Ale chałupa, nie? - Fajna, ale zaniknij drzwi - ponaglił go z irytacją Bobby. - Nie chcemy tu nawpuszczać żadnych robaków. Stacey siedziała na krześle, nie spuszczając Mary z oka. Dziewczyna wyglądała na całkiem zadowoloną w swoim małym więzieniu, jak długo miała co jeść i mogła oglądać telewizję. Gareth krążył po całym domu, pilnując ich i co jakieś pół godziny zachodził na piętro, by sprawdzić, czy wszystko w porządku, a potem nerwowo spieszył na dół, upewniając się, czy tam również nic się nie dzieje. - Stacey? - odezwała się w pewnym momencie Mary. - Tak? - Co ze mną będzie? - Cóż... - Albo on tutaj przyjdzie i porwie mnie ze sobą, albo ktoś przebije mnie kołkiem, tak? - Niekoniecznie. Cała rzecz w tym, żeby odnaleźć właściwą drogę - zaczęła wyjaśniać Stacey, lecz Mary nagle podskoczyła na krześle. - Co się stało? Dziewczyna przycisnęła dłonie do uszu. - On tu jest - wyszeptała. Stacey poczuła, jak dreszcz przeleciał jej po krzyżu. - Ale ja go tu nie zaproszę, nie chcę, nie chcę, za nic, przysięgam! -