I co ty na to, Olivio? Wyczuwasz, co cię czeka? Co powiesz na półtora metra pod ziemią?
Rick Bentz cię nie uratuje. I wtedy zrozumie, czym jest cierpienie. Łypię gniewnie na uśmiechniętą kobietę. Taka pewna siebie. Taka zadowolona. Jakby naprawdę mogła zobaczyć przyszłość. Jasne. – O, nie – szepczę do niej. – O, nie. Ale jej uśmiech mnie prześladuje i przypominam sobie, że w przeszłości widziała zbrodnie oczyma mordercy. Ciekawe, jak będzie z jej śmiercią. Ta myśl mnie upaja, dodaje sił; nie obchodzi mnie jej cierpienie, tylko Bentza. To on będzie się musiał uporać z rozpaczą, z czystą, przerażającą wiedzą, że kobieta, którą kochał, cierpiała tylko i wyłącznie z jego powodu. Ale nie uprzedzajmy faktów. Wszystkie kawałki łamigłówki trafiają na miejsce, ale moja misja jeszcze się nie skończyła. Jeszcze dużo pracy przede mną. Przede wszystkim trzeba zniszczyć tych, którzy już spełnili swoje zadanie, przekazali mu informacje o Jennifer, trzeba wyeliminować tych, którzy ją znali, a teraz są już niepotrzebni. Oddycham głęboko. Przypominam sobie, do czego dążę, co jest moim celem, i wyjmuję z kieszeni pomeroy 2550, uroczy przyrząd, który ukrywa ostrza pod niewinną plastikową obudową. Wygląda jak różowy zestaw do manikiuru, w rzeczywistości może się okazać śmiertelnie groźnym narzędziem; w obudowie jest korkociąg, śrubokręt, obcinaczka do paznokci, małe nożyczki i malutki nożyk, ostry jak skalpel chirurgiczny. Mój ulubiony. Ostrze nadaje się doskonale. Uśmiecham się na myśl o nowym rytuale, który utwierdza mnie w postanowieniu, nucę pod nosem piosenkę Losing my rełigion i przeciągam ostrzem po wewnętrznej stronie nadgarstka. Ostry ból. Z sykiem wciągam powietrze, nie słyszę słów piosenki, ale ból jest słodko-gorzki i ponownie wychwytuję melodię i wtóruję zespołowi. Chciwie patrzę, jak krew wykwita na skórze. Moja krew na mojej skórze. Z czcią, z przejęciem pochylam rękę nad zdjęciem O1ivii. Uśmiecha się do mnie zza czerwonych kropli. Niewidząca. Bez strachu. Rozmazuję krew na plastiku, a ona uśmiecha się nadal. Głupia, durna suka. – Tylko mi nie mów, że chcesz poprosić o kolejną przysługę – zaczął Montoya, gdy Bentz zadzwonił z kalifornijskiej autostrady. Zamknął uchylone okno i podkręcił klimatyzację. – I tak masz wolne. – Owszem, i wybieram się od domu, żeby spędzić trochę czasu z żoną i odpocząć. To twój problem, Bentz, nie mój. – Mimo ostrych słów Montoya nie wydawał się zdenerwowany. – No dobra, ale przydałaby mi się pomoc. – O co chodzi? – Buszowanie po sieci i policyjnych bazach danych. – Bomba. – Potrzebne mi nazwisko astrolożki. Nie wiem, czy nadal działa. Znam tylko jej imię – Phyllis. – Czyli bez nazwiska. Coś jeszcze? – Praktykowała w Los Angeles i okolicy. Dowiedz się też, czy Alan Gray nadal działa. To deweloper z południowej Kalifornii. A przynajmniej tym się zajmował dwadzieścia pięć lat