zgubiła się w drodze na kolację. Trafiła do biblioteki
i do pokoju muzycznego. W jadalni już na nią czekało w równym rzędzie sześciu lokajów. Sinclair jeszcze się nie zjawił. - Dobry wieczór. Kamerdyner pospiesznie odsunął jej krzesło. - Dobry wieczór, milady. - W ciągu ostatniego miesiąca dużo się tu wydarzyło - zagaiła przyjaznym tonem. - Najpierw nowy markiz, teraz jego żona. Od dawna jesteś zatrudniony w Grafton House, Milo? - Tak, milady. Została więcej niż połowa personelu poprzedniego lorda Althorpe. - Był dobrym człowiekiem. - Bardzo dobrym - odparł mężczyzna z wielkim przekonaniem. - Lord Althorpe pewnie jest zadowolony z takiej lojalności. Jak długo służyłeś u Thomasa? - Pięć lat, milady. Drań, który go zabił, zasługuje na stryczek. Lokaje energicznie pokiwali głowami, ale Victoria zaczęła się zastanawiać, czy bardziej boli ich utrata dawnego pracodawcy, czy pojawienie się nowego. - Tu jesteś! - dobiegł głos od drzwi. Po plecach Victorii przebiegł znajomy dreszczyk. - Dobry wieczór, Sinclairze. - Wyglądasz oszałamiająco - powiedział, zajmując miejsce po drugiej stronie długiego stołu. - Dziękuję. Skłonił głowę. - Zaszedłem po ciebie, ale widzę, że sama sobie poradziłaś. - Londyńskie rezydencje są do siebie podobne. Mówiła banały, ale w obecności męża często brakowało jej słów, więc była zadowolona, gdy udawało się jej sklecić sensowne zdanie. - Pewnie tak. Niewiele ich odwiedziłem od powrotu do kraju. Powinienem się tym zająć. - Nie ma potrzeby. Służba wszędzie zaprowadzi rzadkiego gościa, a bywalcy wiedzą, gdzie iść. Przez moment twarz Sinclaira jakby spochmurniała, ale szybko pojawił się na niej słynny uśmiech uwodziciela. - Zdaje się, że należę do rzadkich gości. Widać zapomniał, że ona jest pierwszy raz w Grafton House. - Sama tak się czuję - powiedziała, by mu uświadomić, że to on powinien dodawać jej otuchy, a nie na odwrót. - Będziemy musieli temu zaradzić. Chętnie oprowadzę cię po domu, kiedy tylko zechcesz. Może jutro. - Jutro idę na obiad dobroczynny. Uniósł brew. - O ile wiem, sądziłaś, że jutro już nas nie będzie w mieście. Do diabła!