kolor pomadki
– Ale ona znała nasze nazwisko i imię Emmy! – Tak jak wielu ludzi z tej dzielnicy. Być może była to jakaś sąsiadka, która zawstydziła się tego, że dała się przyłapać. – Richard pocałował ją prosto w usta. – Za bardzo dałaś się ponieść wyobraźni. Zaufaj mi. Nie ma najmniejszych powodów do paniki, kochanie. Zaufaj mi. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY Luke spędził następnych parę godzin po spotkaniu z Kate na łażeniu po Francuskiej Dzielnicy, przypominając sobie widoki, dźwięki i zapachy, które nierozerwalnie wiązały się z Nowym Orleanem. Z przyjemnością zjadł kruche ciastko i wypił kawę z mlekiem w ,,Café du Monde’’, przeszedł się bulwarem oraz posiedział trochę na ławce przy Jackson Square, przypatrując się przechodzącym typom. Jednocześnie towarzyszyły mu wspomnienia z Tulane, kiedy był jeszcze tak młody, że potrafił żyć siłą swych marzeń. Towarzyszył mu też obraz Kate – wspólne spacery, jej śmiech, wspaniałe chwile, kiedy milcząc, siedzieli obok siebie. Trochę żałował, że potraktował ją w taki sposób. Nie musiał jej tego wszystkiego mówić. Zamierzał nawet skontaktować się z nią i przeprosić za to, co się stało. Prosić o wybaczenie. Ale z drugiej strony chciała przecież, żeby był szczery. A on mówił samą prawdę. Jeśli miała ochotę wracać do przeszłości, musiała pogodzić się z konsekwencjami. Wydawnictwo, dla którego pracował, zarezerwowało mu apartament w hotelu ,,Royal Orleans’’, jednym z najokazalszych we Francuskiej Dzielnicy i w ogóle w całym mieście, utrzymanym w stylu dawnego Południa. Kiedy wszedł do hotelu, uderzyły go chłód i cisza. Na zewnątrz panował zwykły dla tej pory dnia rozgwar. Niektórzy kończyli pracę i wracali do domu, inni szli się zabawić albo zrobić zakupy. Luke przeciął obszerny hol z wielkimi kryształowymi żyrandolami i podszedł do recepcji. Helena zaaranżowała kolację w ,,Commander’s Palace’’ z lokalnym przedstawicielem handlowym wydawnictwa, a także miejscowym hurtownikiem. Miała tylko zostawić informację z potwierdzeniem miejsca i godziny. Spojrzał na zegarek. Przy odrobinie szczęścia zdąży się wykąpać, przebrać i zostaną mu jeszcze dwie godziny na pracę. Stanął przy kontuarze. Recepcjonistka, kobieta o egzotycznej urodzie i imieniu Aimé, znała jego nazwisko. Luke uśmiechnął się do niej. – Czy były dla mnie jakieś wiadomości? Odwzajemniła mu się olśniewającym uśmiechem. – Wydaje mi się, że tak, panie Dallas – powiedziała, odwracając się w stronę przegródki z informacjami. – Tak, oczywiście. I jest jeszcze paczka dla pana. Mam ją na zapleczu. Mogę przysłać ją panu do pokoju albo zaraz przynieść, jeśli będzie pan uprzejmy chwilę zaczekać. – Uhm. – Luke skinął głową na znak, że będzie uprzejmy. Recepcjonistka podała mu kopertę, a potem znikła za prowadzącymi na zaplecze drzwiami. Luke przeczytał wiadomość. Zgodnie z oczekiwaniami, zostało mu jeszcze kilka godzin. Aimé wróciła z plastikową reklamówką. Wewnątrz znajdował się egzemplarz książki ,,Martwy kontakt’’, który podpisał tego ranka, dedykując go niejakiemu ,,Ptasznikowi’’. Luke zmarszczył brwi. Podpisał tego dnia tyle książek, że nie pamiętał